sobota, 21 czerwca 2014

Terror laktacyjny - część II "Brzydzę się!"

Ostatnio przeczytałam żale jakiejś panienki, która na forum dzieliła się swoim problemem. Problem brzmiał mniej więcej tak:

"Poradźcie co mam zrobić. Moja matka i babka namawiają mnie do karmienia piersią, mam już tego dosyć. Karmienie piersią jest obrzydliwe! A w ogóle to po tym piersi brzydną! Co robić? Olewać ich gadanie?"

Ogrom odpowiedzi z gatunku:
"Niech spadają"
"Olej je"
"Dobrze robisz, po co masz tracić ładne cycki"
"Masz rację, ja też nie karmiłam, to nieestetyczne i obleśne"
wstrząsnął mną do głębi.

W obliczu powyższego postuluję, aby kobiety, które uznają karmienie piersią za obrzydliwe wstrzymały się od:
-sikania,
-oraz tej drugiej czynności,
-miesiączkowania,
-smarkania i kichania,
-kaszlenia,
-odchrząkiwania,
-drapania się,
-zakrapiania sobie oczu,
-oblizywania palców,
-dłubania w zębach wykałaczką i nicią dentystyczną,
-etc.

A co najważniejsze postuluję, aby powstrzymały się od:
-całowania się,
-stosunków seksualnych oraz innych czynności seksualnych,
-rodzenia dzieci.

Świat będzie dla nich lepszy i mniej odrażający, bo przecież to wszystko jest równie obrzydliwe, jak karmienie piersią.

czwartek, 19 czerwca 2014

Terror laktacyjny - część I

Jestem zadeklarowaną terrorystką laktacyjną. Według wielu kobiet "dyskutujących" ze mną jestem sekciarą, zaślepioną babą, psycholką, a to i tak chyba najłagodniejsze z określeń, jakimi mnie uraczono. Nie zamierzam się jednak poddać modzie na "nie-karmienie" i nigdy nie uznam jej za słuszną.

Zacznijmy od tego, że procent kobiet REALNIE nie mających szans na wzbudzenie w sobie laktacji jest naprawdę znikomy, nieznaczny i zbyt mały, żeby wykarmić zgłodniałe paszcze koncernów, które łakną więcej i więcej... dlatego też wzbudzają w kobietach potrzebę nie karmienia, wzbudzają obawę, że karmienie może się nie udać. I głównie dlatego karmienie się nie udaje. Karmienie jest bowiem w dużej mierze w głowie kobiety. Jeśli myślisz nieustannie " A co jeśli nie będę miała mleka?", to gwarantuję, że będziesz sobie potem wmawiać: "A może moje dziecko jest głodne?" za każdym razem, kiedy zapłacze. Będziesz się stresować, aż w końcu sięgniesz po butlę. Cel koncernów osiągnięty, kiesa się napełnia, kogo obchodzi, że Twoje dziecko potem będzie miało problemy zdrowotne? Myślisz, że ktoś z tych ludzi dba o Twoje dziecko? Że mu zależy? A może, że gdyby mleko modyfikowane było kiepskim produktem, to ci ludzie nie spaliby po nocach? Śpią smacznie w swoich willach i w nosie mają Twoje dziecko!

Karmienie jest naturalnym procesem. Im więcej dziecko przystawiasz do piersi, tym więcej organizm produkuje mleka. Karmienie w pierwszych dobach życia dziecka nigdy nie przyjmie modelowej postaci (ot, choćby bardzo pożądanego: 20 minut karmienia na 2 godziny snu), bo w pierwszych dobach życia dziecko ma zbyt mały żołądek, żeby się najeść na 2 godziny. Co innego z mieszanką, która zamula dziecko i daje matce (ale nie dziecku) błogie poczucie spełnionego obowiązku. Dziecko poświęca ogromny procent swoich sił na trawienie mieszanki, dlatego śpi tak długo. Śpi, bo organizm musi się wyłączyć, żeby tak dużą energie wygenerować.

Myślisz, że dając dziecku mieszankę, dajesz mu coś równie dobrego, jak mleko matki? Porównaj sobie w jakich cenach sprzedają się jaja kur z wolnego wybiegu, a w jakich cenach jaja kur karmionych paszą... a to TYLKO kury. Łudzisz się że z człowiekiem jest inaczej?

Najgorsze, że w tym całym bajzlu swój udział mają też położne szpitalne i pielęgniarki z oddziałów noworodkowych. Twoje dziecko jeszcze nie zdążyło zasmakować siary, a już dostaje glukozę, mleko modyfikowane i inne wymysły. Zwykle bez Twojej zgody.
Prosząc w szpitalu o poradę laktacyjną zwykle dostaniesz butlę z mlekiem modyfikowanym jako remedium na całe zło. Nikt Ci nie wytłumaczy, że dziecko ma zapas, zgromadzony w życiu płodowym, który pozwala mu przetrwać pierwszych kilka dni na niewielkiej ilości siary. Ale ta niewielka ilość siary to jest inwestycja w przyszłość dziecka. Nie zaprzepaszczaj jej, słuchając rad położnych, że skoro teraz nie ma mleka, to trzeba nakarmić butelką, a potem się przejdzie na pierś, jak już dziecko się naje i uspokoi. To prosta droga do porażki, a taką drogę kultywują nadal położne na wielu oddziałach.

Tylko powiedzcie mi proszę, skoro walczycie z położnymi, gdy sugerują leżenie w trakcie porodu, gdy nie chcą pozwolić na poród w wodzie, gdy nie dają worka sako, każą być non-stop podpiętymi pod KTG, nie pozwolą użyć TENS, nie zgodzą się na obecność osób towarzyszących, każą rodzić w sali zbiorowej, nie podadzą znieczulenia, albo wręcz przeciwnie: chcą je podać, ale się na to nie zgadzamy, gdy sugerują inne rozwiązania, których sobie nie życzycie i nazywacie to reliktem komuny, dlaczego nie reagujecie tak samo, gdy podaje się dziecku glukozę i mieszankę? Przecież to też jest relikt! Tyle, że w przeciwieństwie do wygód, jakie daje stosowanie nowinek w trakcie porodu, dzięki czemu zyskujecie komfortowe warunki rodzenia, podanie mieszanki nie sprawia bólu matce, ani dziecku. Dlatego tylko nieliczne kobiety nie godzą się na podanie mieszanki czy glukozy, bo przecież nikomu nie zaszkodzi jedna butla mleka modyfikowanego. I wówczas te same położne i pielęgniarki, które były w trakcie porodu zgredkami, starymi raszplami, stają się przyjaciółkami na dobre i na złe, bo pomogły uśpić, wyciszyć, uspokoić dziecko.

Złudny jest jednak ten spokój... W taki oto sposób, krok po kroczku, laktacja zanika, a Ty myślisz: "No trudno, nie mam mleka, więc podam mieszankę".

Kurtyna.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Co mnie wkurza?

Zacznijmy od tego, że wkurza mnie egoizm. Egoizm jest w dużej mierze podstawą wszelkich durnych i kompletnie pozbawionych sensu zachowań, które obserwuję ostatnio. Egoizm i brak empatii, objawiające się w masowych cesarkach  na życzenie, w przyznawaniu się do "łykania tabletek na zatrzymanie laktacji", w twierdzeniu, że dziecko potrzebuje miłości, a reszta już sama się potoczy dobrym torem.

Z drugiej strony wkurza mnie łatwowierność i głupia ufność w to, że koncerny myślą o naszym dobrobycie i długim, obfitującym w zdrowie i szczęście życiu.

Z takich debilizmów wynikają potem bzdety, których nie mogę znieść, a które objawiają się w udostępnianiu na fejsie grafik głoszących mniej więcej (piszę z głowy, nie mogę znaleźć tej grafiki):

1. Nie ważne czy urodziłaś swoje dziecko naturalnie, czy przez cesarskie cięcie,
2. nie ważne czy dziecko ma zabawki ze sklepu, czy używane,
3. nie ważne czy karmisz mlekiem modyfikowanym, czy piersią,
(i jeszcze parę innych w tym tonie)
WAŻNE że kochasz swoje dziecko całym sercem.

Mnie na widok takich bajeczek dla dzieci trafia, bo kółeczko wzajemnej adoracji (pewnie wiedzione wyrzutem sumienia) z wielką chęcią klika "Lubię to!" i żyje w przekonaniu, że to, co robi jest słuszne. Lajki są dziś wyznacznikiem "prawdy"...


Jestem terrorystką...

Nie czytaj tego bloga, jeśli masz odmienne zdanie niż ja. No chyba, że chcesz stracić nerwy i czas, to zapraszam.
Obiecuję, że niezależnie od różnorodności i ilości argumentów nie zmienię swojego zdania. Mój  światopogląd jest wykrystalizowany. "Tylko krowa nie zmienia zdania" - powiecie. Tyle, że moje zdanie zostało już zmienione na to aktualne. Skutecznie. W pewnych kwestiach nie ma odcieni szarości, jest tylko czerń i biel. 
Nie zamierzam poddać się terrorowi politycznej poprawności. Nie podkulę ogona i nie stwierdzę: "Wolnoć Tomku w swoim domku". Nie. Mierzi mnie już to ciągłe powtarzanie, że każdy ma wybór i może robić ze swoim życiem co chce. Codzienny tumiwisizm względem siebie i rzeczywistości. 
Jestem matką, matką Polką, terrorystką. Bo nie godzę się na to, żeby moje dziecko od pierwszych dni życia było trybikiem w maszynie, napełniającej cudze kiesy. 
Jestem terrorystką, bo w obliczu świata, który zaślepił konsumpcjonizm, nie boję się mówić prawdy prosto w oczy. Jeśli więc nie boisz się usłyszeć tej prawdy - zostań, rozgość się, czytaj. W przeciwnym wypadku w prawym górnym rogu ekranu jest taki mały krzyżyk - naciśnij go.